P: Witaj Darku, po naszym spotkaniu w siłowni miałem kilka snów, w których rozmawialiśmy o różnych rzeczach. (Przed spotkaniem nie widziałem Ciebie we śnie) To jakaś senna iluzja czy naprawdę spotkaliśmy się ‚tam’ ?
O: Naprawdę się spotkaliśmy. Nie ma czegoś takiego jak senna iluzja. Wszystko co wydarza się we śnie jest naprawdę, tyle że na niefizycznym planie. Tak należy do tego podchodzić, wówczas jeszcze bardziej otworzysz swoją percepcję na drugą stronę. Odpadnie jedna z podstawowych blokad, a mianowicie, lekceważenie, że to tylko senna iluzja. To nie jest senna iluzja, to jest nasze drugie istnienie, a sen jest wspomnieniem z tego istnienia…
Gdy rodzi się pamięć snu,
Za chwilę narodzi się świadomość we śnie…*
Na niefizycznym planie dopełniliśmy nasze spotkanie z reala. Najintensywniejsze spotkania mają miejsce w poza z reguły tuż po spotkaniu w realu, jak jeszcze identy są świrze w pamięci. Obaj czuliśmy potrzebę by pewne tematy i sprawy dopełnić w poza i dopełnialiśmy je. W realu, w siłowni poznaliśmy się lepiej i doszło do powstania szlaku mentalnego między nami, co ułatwia późniejsze kontakty, ale nie zawsze jest to regułą. Podstawą do spotkań we śnie jest emocjonalna więź i potrzeba. A wówczas wystarczy intencja świadoma lub podświadoma. Choć z definicji intencja jest świadomym procesem w praktyce nie zawsze tak jest.
Dajmy na to: wyrażasz dzisiaj intencję, niech to będzie przykładowo – chęć spotkania się z JEZUSEM w OOBE. Na tą chwilę jest to świadoma intencja. Mijają dni. Nic się nie dzieje. Żadnego OBE, żadnych, choćby najmniejszych wspomnień z poza o Mesjaszu. Naturalną rzeczą jest, że w takiej sytuacji człowiek się zniechęca i po pewnym czasie zapomina o tej intencji. Ale ona nie ginie. Wciąż jest w tobie, tylko przykryta zapomnieniem, czyli jest na poziome nieświadomych potrzeb. Tam sobie dojrzewa, ty między czasie dojrzewasz do spotkania i nagle hop! – jest! Udało się! Spotkałem Pana we śnie!
Rozumiesz? Podążaj za JEZUSEM i nie lekceważ nawet ulotnych wspomnień ze snu…
* aforyzm. Autor nie nieznany, tylko Darek Sugier. Dziękuję ci copyright 🙂